- Roxy. Idź do pokoju. Proszę cię. - Niall trzymał chłopaka w drzwiach.
- Nienawidzę cię! - Krzyknęłam. Martin wyrwał się wtedy Niallowi i rzucił się na mnie. Upadłam z hukiem na ziemię. Niall odrazu rzucił się na Martina i odciągnął go ode mnie. Po chwili wyrzucił go z domu.
- Wszystko Okey? - Niall spojrzał na mnie z przejęciem.
- Jest Okey. Ide się położyć. - Wstałam i chwiejnym poszłam do pokoju. Upadając uderzyłam się w głowę. Słabo mi. Doszłam w końcu do pokoju i delikatnie położyłam się na łożku. Wiedziałam, że Niall w końcu do mnie przyjdzie. Nie myliłam się, przyszedł dość szybko.
- Przepraszam. - Powiedział cicho.
- To nie twoja wina. To ja powinnam wcześniej zakączyć ten chory związek. - Niall uśmiechnął się i wyszedł.
**** kilka dni później ****
Obudził mnie odgłos walizki. Usiadłam na łożku i Przeciągnęłam się. To Niall tukł się od rana.
- Co tu robisz?! - Byłam troche wkurzona jako iż przerwał Mi mój sen.
- Jak to co robię? Nie widać? Pakuje się.
- No to widać. Ale gdzie jedziesz? Nic mi nie mówiłeś.
- Wyjeżdżamy do Ghany. O 11 mamy samolot, a ty jedziesz z nami.
- Miło że dopiero teraz mi to mówisz. — Nie stawiałam sprzeciwów od razu pobiegłam do Łazienki. Jak zwykle wzięłam prysznic i zrobiłam lekki makijaż. Długo zastanawiałam się w co ubrać aż w końcu zdecydowałam się na luźny strój.
Wyszłam z Łazienki.
— Wow fajnie wyglądasz. - Uśmiechnął się Horan.
- Dzięki Miło mi ale teraz muszę się spakować. — Odwzajemniłam uśmiech. Po 30 min byłam już spakowana. Na zegarku widniała godzina 09:15. Razem z Niallem Zeszłam na dół. Od razu skierowaliśmy się do kuchni. Tam był już Harry.
- O jak miło Śpiochy już stały. — Zaśmiał się Harry.
- Kiedyś musiały. — Zaśmiał się Niall.
- Za godzine trzeba wyjechać na lotnisko. Nie wiem czy reszta jeszcze śpi czy co nie robią. - Przewrócił oczami. Jak na zawołanie chłopcy weszli do kuchni.
— Co na śniadanie? — Zapytał Louis.
— To co sobie zrobisz. - Odpowiedział Hazza. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem a Lou zmierzył nas wzrokiem mordercy.
**** kilka godzin później ***
W Ghanie zawieźli nas do hotelu. Nie był on wypasiony, ale takich mi nie trzeba. Wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi mi wypadło że byłam W Niallem. Horan jako gentelman zabrał moje walizki. Otworzyłam drzwi od pokoju. Pokój był całkiem ładny jak na tutejsze warunki.
- Całkiem tu ładnie. — Uśmiechnął się Nialler.
- No brzydko nie jest. — Zaśmiałam się. Zaczęliśmy rozpakować rzeczy. Po niecałej godzinie wszystko było już na swoim miejscu. Ze zmęczeniem opadłam na łóżko. Totalnie mi się nic nie chciało.
— Co będziemy dzisiaj robić? — Spojrzałam na Blondyna.
— Za jakieś półtorej godziny przyjeżdża po nas bus Jedziemy do szpitala.
— Jak to do szpitala?! — Spojrzał z przerażeniem na Irlandczyka.
—Przeznaczamy 2 000 000 £ na dzieci głodne i chore. — Spojrzał na mnie z powagą Niall. - Mamy zobaczyć jak to tutaj jest. Jak to wygląda. Ostrzegano nas abyśmy tu nie przyjeżdżali bo widok jest straszny, ale my i tak chcieliśmy. Chcieliśmy zobaczyć jak to jest żyć w innym świecie. Świecie Bez tej całej elektroniki, a co najgorsze B zjedzenia bez lekarstw, czasem jak bez domu, dachu nad głową. — Widziałam smutek w oczach chłopaka. Wiem, że to co mówił, mówił na poważnie. - Czasami sobie myślę, co by było gdybym wtedy nie poszedł ten casting do X-Factora. Co by było gdybym nie był Sławny, gdybym nie był piosenkarzem. A oni co dnia myślą co by było gdybym miał dom, pracę, Dach nad Głową a przede wszystkim zdrowie. - Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam na łóżku tylko się niego wpatrując. Zamurowało mnie.
- Też tak mam. Ciągle użalanie się nad sobą, a inni nie mają tyle co mamy my a nie użalają się nad sobą. Nie myślą co by było gdyby tylko żyją tą chwilą, tu i teraz. A my cały czas zastanawiamy się co by było gdyby, a co jest teraz, o tym już nikt nie pomyśli. - Niall delikatnie uśmiechnę się na mnie wyciągną swój telefon.
— Dobra to teraz mamy jakieś półtorej godzinki czasu wolnego więc ja wchodzę na twittera. — Uśmiechnął się słodko.
- Ja także wyciągnęłam telefon. sprawdzałam różne portale społecznościowe, strony internetowe. Wpadłam nawet na artykuł o imprezie na której całowała
się z Niallem. To były tylko żarty...Tylko żarty. Sama nawet do końca nie wiem co do niego czuję...czy to po prostu przyjaźń? Czy może jednak coś więcej? Po dobrej godzinie szwendania się po Internecie odłożyłam telefon na szafkę. Siedziałam uparcie wpatrując się w Blondyna, wiedziałam że on długo nie wytrzyma z moim wzrokiem utkwionym w niego. Nie myliłam się po 10 min spojrzał na mnie.
- Wiem że jestem piękny ale aż tak żeby wpatrywać się we mnie? — Zaśmiał się
— Słodki jesteś. — Wystawiłam chłopakowi język.
— To wiem już od dawna. — Także wystawił mi język. W końcu musieliśmy już wyjść z pokoju. Na dole, na holu spotkaliśmy się zresztą chłopców, Wsiedliśmy do Busa i ruszyliśmy. 45 min Szofer oznajmił że jesteśmy na miejscu. To zobaczyłam przeraziło mnie, budynek z zewnątrz wygląda jak więzienie. Szary tynk, odpadające resztki farby, koszmar.
W ciszy weszliśmy do środka, meneger chłopców zaprowadził nas do sali w której znajdowały się dzieci. Były to głównie dzieci do około 6 lat, małe, głodne i wychudzone. Leżały Na rękach swoich mam, lub na łóżkach, to nie był widok dla każdego, to był widok którego serce pęka, pęka się i Kruszy w sekundzie.
Chłopcy rozeszli się w różne strony ja poszłam z Niallem. Podeszliśmy do kobiety z małym dzieckiem przytulonym do niej. Niall dotknął rączki dziecka. Spojrzał na mnie z przerażeniem, wiedziałam że go to boli, boli go ten widok.
Horan został tam i rozmawiał z matką dziecka. Ja postanowiłam że pójdę to innego z chłopców. Znalazłam Liama. Chłopak dziwnie się zachowywał. Zza kąta przyglądał się matce płaczącej nad swoim dzieckiem. W oczach miał łzy, nie znałam chłopców od tej strony.
Po cichu podszedł do chłopczyka leżącego na łóżku, i dotknął jego rączki.
Czułam, że moje oczy także wypełniają łzy. Odwróciłam się i otarłam oczy ręką. Poczułam w dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Odwróciłam się, był to Liam.
- W porządku? — Zapytał.
— Tak jest ok. - Uśmiechnęłam się blado. Postanawiam poszukać Lewisa. Szukam go po całej sali. Nigdzie mu nie mogłam go znaleźć. W końcu Gdynia niż sobie odpuścić, dostrzegłam Lou Siedzącego przy starszej pani z małym wychudzonym dzieckiem na kolanach. Podeszłam do nich i położyłam delikatnie Louisowi rękę na ramieniu. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie. Ja tylko blado się uśmiechnęłam.
- Pani jest jego mamą? — Zapytał.
— Babcią. — Odpowiedziała kobieta.
- A gdzie matka dziecka?
— Nie żyje. — Widać było, że Louis nie wiedział co powiedzieć. Odwrócił wzrok od kobiety i po prostu zamarł...
Chciałam poszukać Harrego. Nie musiałam długo szukać, po kilku minutach dostrzegłam gdzie jest. Podeszłam do niego. Nigdy jeszcze odkąd go znam nie widziałam go w takim stanie. Przekrwione oczy, łzy, płacz.
- Co się stało? — Zapytałam.
— Ten chłopczyk, chory jest...on jest chory na malarię. - Po jego policzkach pociekły łzy. Wiedziałam że nie chce abym widziala jak płacze więc szybko otarł łzy. Przytuliłam go. Wiedziałam że teraz tego potrzebuje...
--------
Siemka! Powracam! Po kilku dniach przerwy, w końcu mam Wenę! Postanowiłam, że w tym rozdziale poruszę temat, taki sam jaki poruszył chłopcy. Czyli Głodne, Chore, pozbawiony domu lub rodziców dzieci. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i będziecie komentować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz